Przez całe 5 dni miałam ugotowane i podane, czyli z cyklu „będzie Pani zadowolona” 😉
Jak fajnie 🙂 nie trzeba głowić się co na obiad i latać po sklepach, i gotować (chociaż to akurat lubię bardzo, jak za długo nie ma mnie przy garach to już przestępuję z nóżki na nóżkę ;)) i sprzątać też nie trzeba, czyli… jesteśmy na urlopie 🙂
W tym roku padło na nasze ukochane, dawno już nie odwiedzane przez nas Tatry (Zakopane).
Krupówki jak zwykle w formie 🙂 chociaż sporo się zmieniło od ostatniego pobytu, to niezmiennie królują oscypki, konfitury i soki
Zwiedzanie zwiedzaniem, spacerowanie spacerowaniem, chodzenie po górach extra, ale jeść coś trzeba 😉
Nastawiliśmy się na kuchnię regionalną i tak pierwszego dnia skusiliśmy się na „żur z jajcem od sąsiadowej kury” i „michę mięsiw” – miód w gębie 🙂
Kolejny dzień – wyprawa nad Morskie Oko i Czarny Staw. Po przejściu 23 km, zwykła bułka z salami i gorąca herbata z miodem, cytryną i imbirem z termosa smakuje jak nigdy dotąd 😉
Po zejściu w dół, głodni jak wilki uraczyliśmy się „kwaśnicą” oraz „żeberkami pieczonymi w piwno-śliwkowej zalewie„… poezja
Kolejnego dnia degustowaliśmy „polywkę bryndzowo z lanymi kluskami i bockiym” i „placek po Zbóju„… rozkosz dla podniebienia 🙂
Wyprawa na Giewont to wisienka na torcie tegorocznego wyjazdu. Po trzygodzinnej wspinaczce dotarliśmy na szczyt, zmęczeni ale szczęśliwi 😃
Ten dość wyczerpujący dzień uhonorowaliśmy zasłużoną „michą pierogów” (z mięsem, kapustą i grzybami, ruskimi), na deser z jagodami i śmietaną 😉
Ah, pięknie i smacznie było… Wracamy do domu zauroczeni cudownym widokami i zainspirowani regionalną kuchnią 🙂
A Wy, chcielibyście spróbować kuchni spod samiuśkich Tater? 😉 Zaglądajcie tu czasem i bądźcie czujni 😉 Heej!